people of Łódź: Ania Toporkiewicz



20 grudnia, godzina 17:00. Biegnę Piotrkowską do Bredni na pierwsze spotkanie w ramach projektu. W środku czeka już na mnie Ania. Lekko zestresowana wchodzę i witam się z nią. Myślę sobie "kurcze, przecież nie potrafię przeprowadzać wywiadów, jak ja sobie poradzę?". Obawiałam się, jak zwykle z resztą, zupełnie niepotrzebnie. Ania to przeurocza dziewczyna, góralka z krwi i kości i ogromna fanka wszelkich słodyczy. Rozmowę zaczynamy luźno, mówię Ani o tym, że przygotowałam małą ściągę, coby się nie pogubić. Dziewczyna reaguje śmiechem, bardzo serdecznym i życzliwym. Zamówiłyśmy herbatę i przystąpiłyśmy do rzeczy! 




Aniu, przedstaw się. Powiedz ile masz lat, czym się zajmujesz, jak to się zaczęło i co Cię do tego skłoniło.
Nazywam się Ania Toporkiewicz. Mam 18 lat, obecnie jestem uczennicą Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Henryka Wieniawskiego w Łodzi. Zaczęłam grać na skrzypcach, kiedy miałam niecałe 5 lat. Do szkoły zaprowadził mnie mój tata, który marzył o tym, aby jego córka grała na jakimkolwiek instrumencie, była po prostu związana z muzyką, mimo że moi rodzice nie mają nic wspólnego z tą dziedziną i pani, która musiała przeprowadzić ze mną rozmowę wstępną okazała się najwspanialszą osobą na świecie i moją profesorką przez kolejne 12 lat. Zaczęło się od tego, że oczywiście sprawdziła moja predyspozycje do gry na różnych instrumentach i stwierdziła, że tak- będę skrzypaczką. No i jakoś tak wyszło, że... pokochałam to od razu. Były momenty, gdzie faktycznie nie chciało mi się, gdzie po prostu miałam ochotę to rzucić, bo nie miałam siły ćwiczyć, byłam straszliwie leniwa. Aczkolwiek moja mama silną kobiecą ręką trwała przy mnie i codziennie przychodził taki moment, kiedy mówiła "Ania, idziemy ćwiczyć" i koniec kropka. Przed śniadaniem, obiadem, kolacją, więc tak trzy razy w ciągu dnia. Potem rodzice bardzo wspierali mnie w tym co robiłam i całą podstawówkę, gimnazjum bardzo mi pomagali. Jeździli ze mną na każdy możliwy wyjazd, czy to konkurs, koncert, czy odbieranie nagród- zawsze byli. Oczywiście wszędzie latali z aparatami, żeby tylko robić zdjęcia, więc mam ich w domu miliony (śmiech). 
Był też taki moment, że w końcu sama zaczęłam chcieć ćwiczyć i wtedy... wtedy potrafiłam ćwiczyć naprawdę całymi dniami. U mnie wstaje się w domu raczej o 4:30, w momencie kiedy rodzice wstają do pracy, więc wstawałam w tym samym czasie i zaczynałam ćwiczyć. Sprawiało mi to tak wielką radość, że nie potrzebowałam przerwy. Chodziłam do "zwykłej" podstawówki i "zwykłego" gimnazjum, więc dużo osób nie wiedziało co ja robię tak naprawdę, czym się zajmuję i na jak dużą skalę. Nie wiedzieli, że wyjeżdżam na koncerty, też za granicą. I dopiero jak poszłam do szkoły w Łodzi zaczęłam bardziej dzielić się tym co robię na portalach typu facebook, nagle ludzie zorientowali się, że w ogóle istnieję, że coś robię (śmiech) i zaczęli się tym interesować. Kiedy ja teraz przyjeżdżam do domu to jest po prostu "Ania, opowiadaj co u Ciebie, co Ty teraz robisz, gdzie jesteś, gdzie byłaś?" Także, to jest wspaniałe, że mam wsparcie tylu osób. Rodziny przede wszystkim, która naprawdę zawsze jest przy mnie, kiedy tego potrzeba i potrafią przyjechać do Łodzi nawet tego sama dnia, kiedy ja tego potrzebuję. Oprócz tego mam brata w Łodzi, który uczy się w Szkole Mistrzostwa Sportowego, skończył oczywiście I stopień na klarnecie i siostrę, która uczy się gry na fortepianie też w I stopniu. Także za mną poszła w muzykę jakby cała rodzina. 

Super, jestem pod ogromnym wrażeniem! A propos, kiedy zaczęłaś koncertować?
Koncerty pojawiły się już na samym początku, ponieważ moja profesorka uważała, że na scenie zawsze uczymy się najwięcej, milion razy więcej niż w sali. To są jednak inne warunki. Jest stres, jest publiczność i psychicznie trzeba się do tego inaczej przygotować. Od małego, już jak miałam 4 latka to od razu, nawet jeśli to nie był utwór, tylko jakieś puste struny się grało, to grało się koncerty. Potem oczywiście stało się troszkę bardziej odważne. Zaczęłam wyjeżdżać do innych miast, co też wiązało się z działalnością konkursową. W momencie, kiedy wygrywało się jakiś konkurs były też koncerty. Miałam też możliwość współpracy z Ministerstwem. Z pomocą Ambasadora Polskiego na Węgrzech grałam koncert w Budapeszcie, no i w najróżniejszych miastach. Często bywałam w Norwegii, gdzie grałam koncerty podczas międzynarodowych kursów. Muzyka jest takimi drzwiami do całego świata. Po prostu można podróżować, poznawać multum osób i to jest niesamowite dla mnie, że po prostu dzięki temu ja robię wszystko. 



Skoro masz już takie doświadczenie na scenie, może opowiesz jak wyglądają przygotowania do koncertu?
Po pierwsze to są godziny, dni i noce ćwiczeń. Przygotowania wyglądają tak, że dostajemy naprawdę ogromny program, czasem jest bardzo mało czasu. Np teraz będę grała w trio. Mamy niecałe dwa tygodnie na przygotowanie programu i zagraniu go na koncercie. Jedną dziewczynę, z którą będę grać znam, drugiej w ogóle, widziałam ją raz w życiu, więc to też jest wyzwanie, bo trzeba tę osobę poznać bardzo dobrze, znać jej oddech przede wszystkim i to jak będzie z nami współpracować, bo to jest ważne dla muzyka- wiedzieć co dana osoba zrobi w danym momencie. Trzeba się "wyczuć" już wcześniej i być pewnym tego co stanie się na scenie, nawet gdyby coś wydarzyło się przypadkiem i ktoś gdzieś się pomyli, ja też muszę na to zareagować w odpowiedni sposób, żeby nie było tego widać, żeby publiczność nie zauważyła. Jest dużo prób przede wszystkim, są to próby, gdzie ja muszę ćwiczyć sama, gdzie przychodzą profesorowie, sprawdzamy akustykę danej sali, bo niestety dźwięk w różnych salach różnie się rozchodzi, co jest często dużym problemem. Największym problemem chyba i tak są kościoły, np w poprzednią niedzielę grałam w Kościele św. Anny w Warszawie i akustyka zmieniła całą koncepcję gry. Grała orkiestra, którą założyliśmy z inicjatywy mojej i moich znajomych. To był nasz debiut, debiut dyrygencki także mojego kolegi, wspaniałego flecisty  Daniela Mieczkowskiego, więc dla niego też podziw ogromny, że podjął się czegoś takiego. Koncert był udany bardzo, ale ciężko się grało, w trakcie zgasło nam światło, także było ciemno, ale mimo wszystko nastrojowo bardzo (śmiech). Próby często wyglądają tak, że muszę dojeżdżać do różnych miast w zależności od tego gdzie jest koncert. Czasem potrzebuję też akompaniatora, dla którego też to jest duży wymóg, żeby gdzieś ze mną pojechać, bo trzeba poświęcić na to dużo czasu, no i ja w sumie każdy weekend siedzę w szkole i to od rana do wieczora. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i w kółko ćwiczyć. Przygotowania na koncert odbywają się nie tylko jako ćwiczenia, ale angażują też tę warstwę psychiczną. Trzeba wiedzieć, że w momencie kiedy wchodzi się na scenę czeka nas stres i trzeba będzie go pokonać. Oczywiście tutaj każdy radzi sobie inaczej, ważne jest to, żeby zachować w miarę luźne ciało, żeby nie było spięte w trakcie gry, bo wtedy automatycznie dźwięk staje się inny, nie ma tego efektu 'wow'.

Oprócz tego, że zajmujesz się na co dzień muzyką, uczysz się "normalnie"...
Tak, tak. W mojej szkole mam, tak jakby, normalne liceum i liceum muzyczne, tylko wszystko jest wymieszane w ciągu dnia. Jestem na biolchemie... (śmiech) więc jest ciężko. Czasem. Planuję zdawać chemię na poziomie rozszerzonym i za rok jak się uda to matematykę rozszerzoną.

I jak sobie z tym radzisz? Podchodzisz do matury, jak godzisz naukę i koncerty, ćwiczenia, próby?
Jest bardzo mało czasu. Najczęściej uczę się w pociągach, tramwajach, ewentualnie po nocach lub... po prostu się nie uczę, jeżeli już naprawdę nie mam czasu. Dużo rzeczy staram się robić na bieżąco, żeby wszystko jakoś dotrwało do końca, ale są takie przedmioty gdzie mam nawet nie tyle co zaległości w nauce, co zaległości w sprawdzianach, bo siłą rzeczy nie ma mnie dużo w szkole, więc ja to piszę kiedy mogę, w zeszłym roku zdarzyło się tak, że były 2 tygodnie gdzie praktycznie zaliczałam cały semestr. Oprócz samej matury mam dyplomy. Gram dwa dyplomy ze skrzypiec, zdaję dyplom z historii muzyki, gdzie materiał jest tak obszerny, że nie jestem chyba nawet w stanie wszystkiego się nauczyć. Liczę, na mały łut szczęścia i że tematy będą w miarę proste (śmiech). 


Powiedz nam teraz, jaki koncert wspominasz najmilej, jaki Cie najbardziej zaskoczył?
Jest masa takich koncertów, ale pierwszy koncert z Lutosławski Youth Orchestra sprawił mi chyba najwięcej radości. To był koncert podczas którego doceniłam grę w orkiestrze i radość, która płynie z muzyki. Wykonywaliśmy swoją własną improwizacje, to był utwór komponowany przez uczestników. Graliśmy go podczas trasy koncertowej i w studiu Radia Polskiego. I podczas ostatniego koncertu wszyscy się na koniec rozpłakali. To było dla nas niesamowite przeżycie, bo wiedzieliśmy, że ten utwór wykonujemy po raz ostatni i ta świadomość, że już nigdy tego nie usłyszymy trochę mnie przeraziła, ale ten koncert pamiętam do dzisiaj i pamiętam uśmiech każdego, mimo że wszyscy płakaliśmy, ale to było dla mnie niesamowite przeżycie i bardzo się cieszę, że w tym roku też mogłam wziąć udział z tym projekcie, i to jest niesamowite, że się spotykamy, nawet się nie znamy, ale mamy dwa tygodnie tak intensywnej pracy i spędzamy ze sobą 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Poznajemy się tak, że pozostają po tym przyjaźnie na całe życie. Z tego względu powstała inicjatywa stworzenia własnej orkiestry, która ostatnio właśnie zaczęła działalność. Spotykamy się po to, żeby razem coś zrobić i przekazać to innym. Myślę, że to jest najfajniejsze, że jest ta młodzieńcza energia w tym wszystkim, i że my nie robimy tego dla pieniędzy, czy rozgłosu, tylko robimy to dla samej radości. 
(Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć koncert o którym mówiła Ania, zapraszam TU, ja sama serdecznie polecam! :)

Ani słucha mi się niesamowicie, dziewczyna opowiada wszystko z taką pasją, że mogłabym siedzieć godzinami i jej słuchać. Wam niestety tego nie pokażę, ale musicie uwierzyć mi na słowo. Widać, że Ania kocha to co robi :) 

Ja tymczasem patrzę na swoją ściągę i pytam o stypendium 'Młoda Polska'
Stypendium Młodej Polski to była dla mnie ogromna szansa. To są pieniądze, które pozwoliły mi na zakup skrzypiec naprawdę świetnej jakości, są to skrzypce lutnicze, które mają już 100 lat. Były one stworzone na podstawie egzemplarza skrzypiec Guarneriego. To jest niesamowite, że mogę mieć taki instrument w ręce. Przede wszystkim jego brzmienie powala na kolana. W sumie przez przypadek złożyłam wniosek, bo byłam pewna, że go nie dostanę. To jest stypendium o które mogą się starać osoby starsze ode mnie o 18 lat, czyli także profesorowie, którzy mają więcej osiągnięć, chociażby ze względu na wiek. Składałam wniosek przez tydzień, ponieważ było tego tak dużo! Trzeba było stworzyć cały życiorys artystyczny, życiorys kariery artystycznej (bo to co innego!), przebieg edukacji. Biurokracja w Polsce poziom hard. Ale udało się, zrobiłam to sama! Bez pomocy rodziców, więc byłam z siebie bardzo dumna. Wysłałam to w ostatnim dniu zgłoszeń, wszystko było robione na ostatnią chwilę, no i w sumie nawet nie myślałam o tym, czy to dostanę, nie nastawiłam się na nic. Po  czym nagle, któregoś dnia dostaję w szkole smsa "Ania, gratulacje, to niesamowite!". Patrzę, myślę ale o co w ogóle chodzi? Nawet nie wiedziałam, nie sprawdzałam tej strony. Okazało się, że dostałam to stypendium. Byłam w szoku, podobnie jak moi rodzice, bo kiedy zadzwoniłam do nich z nowiną to mi nie uwierzyli (śmiech). Wszyscy byli tak szczęśliwi! To jest 50 tys. zł., to było dla mnie odciążenie rodziców, kamień spadł z serca, bo mieć tyle pieniędzy na instrument to jest naprawdę kilka lat dobrej pracy. Dostałam też stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za osiągnięcia w poprzednim roku szkolnym i stypendium Sapere Auso, także kolejne wydatki będą. Planuję zakup smyczka, mam nadzieję, że niedługo będzie w moim posiadaniu.



Nie wiem, czy jest sens Cie o to pytać, bo z tego co słyszę grasz 24 godziny na dobę, ale czy jest coś czym się interesujesz, czym się zajmujesz poza graniem?
Większość czasu oczywiście poświęcam na granie i wszystkie projekty związane z tym. Staram się jednak znaleźć czas dla mojego rodzeństwa, dla mojego brata, chcę go wspierać jak tylko się da. Jestem oczywiście najbardziej zagorzałą fanką, jeżdżę na wszystkie mecze jakie się da. Staram się wspierać siostrę, o ile tylko jestem w domu. 
Dawniej robiłam o wiele więcej rzeczy, aczkolwiek nadal zajmuję się kaligrafią. To moja ogromna pasja i tylko jeśli masz czas to staram się to pielęgnować. Zaczęłam to robić podczas kursów muzycznych. Przyjechał kaligraf, który uczył nas jak pisać i pokazał jak bogate jest pisanie, że to jest sztuka. Bardzo się tym zafascynowałam i uwielbiam to.


(Próbka kaligrafii Ani)

Oczywiście z tym się wiążą listy. Uwielbiam korespondencję tradycyjną. Dzięki niej poznałam kilka naprawdę wartościowych osób, z czego do dzisiaj bardzo się cieszę. To był wspaniały wybór, mimo że przypadkowy. Oprócz tego interesuję się astronomią, całkiem inny świat (śmiech) ale to też było związane z kursami muzycznymi. Pan Sebastian Soberski zafascynował mnie kosmosem, dźwiękami w kosmosie i tym co się tam dzieje. Co roku jadę na kursy, gdzie robimy obserwacje, zdjęcia za pomocą satelitów. Widoki, gwiazdy, mgławice planetarne to jest dla mnie ogromna inspiracja też, bo to coś pięknego, coś nadzwyczajnego. 

(zdjęcie z kursów)

Sama komponujesz? 
Chyba nie jestem do tego stworzona. Raczej wykonuję, czuję się w tym lepiej. Myślę, że do tego żeby komponować trzeba mieć dużą wiedzę i zapał. Myślę, że to jeszcze nie czas. I chyba raczej nie podejmę się tego. 

I na koniec pytanie fundamentalne- dlaczego Łódź? 
Łódź, bo profesor, który jest dla mnie osobą niesamowitą, ogromnym autorytetem i bardzo bliskim przyjacielem, który pomaga mi w wielu rzeczach związanych z muzyką, troszczy się o mnie jak moi rodzice, o ile czasem nawet nie bardziej. Jest kochanym człowiekiem i jestem mu wdzięczna za wszystko co dla mnie robi. 

Tym zakończyłyśmy rozmowę z Anią. Tę 'wywiadową' oczywiście, bo siedziałyśmy jeszcze jakieś dwie godziny i rozmawiałyśmy. Cieszę się, że to na Anię padło, że to ją jako pierwszą mogę Wam pokazać w projekcie. 
Mam nadzieję, że pierwsza odsłona Wam się podobała, koniecznie piszcie co sądzicie! A mi nie pozostaje nic więcej jak serdecznie, jeszcze raz, podziękować Ani za spotkanie! :)



Rozmowa i zdjęcia: Karolina Pawłowska
Rozmówczyni: Ania Toporkiewicz 

Podziel się:

JOIN CONVERSATION

3 komentarzy:

  1. Po przeczytaniu mam wrażenie, jakbym czytała jakiś profesjonalny wywiad!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo!!
    Szacunek dla dzielnych Rodziców!!
    Maciek Urbański

    OdpowiedzUsuń